Z jej inicjatywy powstało stowarzyszenie Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa, którego celem jest: cześć, miłość i wynagrodzenie Bożemu Sercu. W Besançon, gdzie 28 października 1825 r. przyszła na świat, duży wpływ na jej formację duchową wywierała ciotka Barbara. To właśnie ona nauczyła ją modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, a następnie delikatnie wpajała w jej umysł nabożeństwo do Boskiego Serca. Wkrótce też właśnie Jemu poświęciła swoją podopieczną. Nastolatkę, o żywej inteligencji i wyjątkowej pamięci, rodzice powierzyli edukacji Sióstr od Dzieciątka Jezus w pobliskim miasteczku Langres, gdzie szybko dostrzeżono jej naturalne warunki do życia konsekrowanego. Gdy oświadczyła księdzu proboszczowi i matce o pragnieniu bycia zakonnicą, nie wierzyli w prawdziwość powołania. Wkrótce pojawiły się trudności, krzyżujące przeszkody i nagłe zajścia. Jedno jest pewne – Konstancja nigdy nie myślała, by wyjść za mąż. Życie jednakże niesie różne nieprzewidziane niespodzianki i jedna z nich, bardzo burzliwa, zdarzyła się również w jej życiu. Zanim ukończyła 16 lat, 14 października 1841 r. zaręczyła się i wyszła za mąż za 28-letniego młodzieńca o nazwisku Thieulin. Małżeństwo nie było szczęśliwe; żądania, pretensje, trudny charakter małżonka stały się przyczyną tego, że wkrótce zaczęła się izolować od codziennych spraw, szukając pomocy i pokoju w modlitwie do Najświętszego Serca Jezusa. Pięć lat później nieoczekiwanie mąż zmarł.
Młoda wdowa, po długich zresztą wahaniach, postanowiła skorzystać z zaproszenia matki Morel, przełożonej klasztoru Sióstr Wizytek w Bourg-en-Bresse, aby przeżyć rekolekcje przed świętem Bożego Serca. Kiedy przekroczyła próg klasztoru, usłyszała pytanie: „Moja córko, co przyszłaś tutaj robić?”. Czy potrafiła wówczas na nie odpowiedzieć – nie wiemy. Jednak, jak relacjonowała później, szeptała w ciszy sama do siebie: „Tutaj na zawsze”.
Miała wówczas 23 lata, doskonałe wykształcenie, dobre pochodzenie, które stwarzało możliwość awansu społecznego. Tymczasem pobyt wśród mniszek i rozmowa z biskupem Deviém pozwoliły na ostateczną decyzję pójścia za Chrystusem. Nie była to droga usłana różami. Tkliwość serca wzywała ją do doskonałej miłości, lecz przenikliwe pokusy atakowały bez przerwy. Podczas uroczystości obłóczyn usłyszała: „Czy pragniesz przyjąć imię Maria od Najświętszego Serca? Ale czy wiesz, jakie zobowiązania włoży na ciebie to błogosławione imię?”. Może jeszcze nie wiedziała, ale wyraziła zgodę. W kazaniu bp Devié mówił o niewypowiedzianych bogactwach Serca Jezusa. Życzył także, by miłość była motywem poświęcenia i akceptacji krzyża, który Chrystus pomoże jej nieść. Odczuła to wkrótce namacalnie. Dla niej Bóg był między garnkami i rondlami klasztornej kuchni, książkami, kiedy podjęła studia klasyczne, potem w codzienności Mistrzyni pensjonatu i zarazem dyrektorki chóru klasztornego, wreszcie mistrzyni nowicjatu i sekretarki przełożonej. Dzięki naturalnej łatwości pióra, trafiała do wielu serc. Wiedziała, że dobrze jest trzymać się w ukryciu zapomnienia, lecz znacznie lepiej jest umieć „dawać jeszcze więcej”.
Schodząc po schodach 12 marca 1863 r., poczuła wewnętrzne przynaglenie, by narysować tarczę zegarową z napisem u góry: „Cześć, miłość, wynagrodzenie”, a w dole: „Straż Honorowa NSPJ”. W środku umieściła przebite włócznią Serce Jezusa. Nazajutrz na tej tarczy wpisały się wszystkie wizytki z Boug-en-Bresse, tworząc tym samym pierwszą, strażową wspólnotę.
Szeregi członków Straży Honorowej, dopiero kształtującej swoją tożsamość, szybko się rozrastały. Wkrótce należeli do niej: ks. kanonik Carrel, proboszcz z Bourg-en-Bresse, oraz opat Champenois, ojciec duchowny, kapelan i spowiednik klasztoru, a także biskupi z Aix i Belley. Pod koniec 1863 r. funkcjonowała ona już w 112 klasztorach Nawiedzenia.
W Niedzielę Palmową 1863 r. s. Maria od Najświętszego Serca, odczytując tekst brewiarzowy: „Moje Serce nie otrzymuje niczego innego, jak tylko oziębłość i zniewagi. Szukam, kto by Mnie pocieszył […] i nie znajduję…” poczuła się głęboko poruszona tymi słowami i pomyślała, że celem Straży Honorowej powinno być właśnie pocieszanie Bożego Serca przez wynagradzanie i miłość. Ta liturgiczna antyfona stała się natchnieniem dla kluczowych słów, charakteryzujących posłannictwo nowej organizacji. Kolejne dni, zwłaszcza Wielki Czwartek i Wielki Piątek, siostra Założycielka poświęciła na redagowanie programu i Statutów dzieła. Uznała, że jej członkowie ofiarowywać będą, w godzinie przez siebie dobrowolnie wybranej, swoje cierpienia, prace, modlitwy, czas i miłość otrzymaną i należną Sercu Jezusa, aby wynagradzać i pocieszać Je za niewdzięczność ludzi. Będzie to odpowiedź na niezmierzoną miłość Boskiego Serca.
Samej Założycielce nie brakowało gorzkich doświadczeń, które znosiła z wewnętrznym spokojem. Zwierzyła się z tego jednemu z kapłanów, który odpowiedział: „Nie uwierzysz, jak ucieszyło mnie to, co powiedziałaś. Proszę, nie odstępuj nikomu przywileju bycia pierwszą ofiarą Straży Honorowej; nie pozwól, by był ktoś, kto cierpi bardziej niż Ty, a ponadto kocha bardziej niż Ty”. Na owoce nie trzeba było długo czekać. Ośrodki Straży wkrótce znaleźć można było we wszystkich francuskich diecezjach – powstawały także pierwsze wspólnoty w Hiszpanii. Plejadę ówczesnych świętych, związanych z Arcybractwem, stanowili św. Jan Bosko, św. Jan Maria Vianney, św. Daniel Comboni, św. Eugeniusz Mazenod czy bł. Pius IX.
Życie s. Marii od Najświętszego Serca Bernaud streszczało się jakby w kilku słowach-kluczach: „miłość”, „poświęcenie”, „cierpienie”, „krzyż”. Wiedziała, że o ile św. Małgorzacie Marii Alacoque zostało zlecone ogłoszenie całemu światu: „Oto Serce, które tak ukochało i kocha”, o tyle Straż Honorowa może powiedzieć: „Oto Serce, które tyle cierpiało i wciąż cierpi”. „Członkowie Arcybractwa – jak często powtarzała – mają tylko jedno zadanie: kochać, pocieszać, wynagradzać Najświętszemu Sercu za wszystkich, którzy Je znieważają i nie kochają”. Do końca swoich dni konsekwentnie sama to realizowała. Jej spokojna i cicha agonia zaczęła się wieczorem 2 sierpnia 1903 r. Współsiostry czuwały przy s. Marii aż do rana, często odmawiając litanię do Jezusowego Serca. I właśnie słowo „Serce” było ostatnim, tajemniczym słowem, jakie wypowiedziały jej usta.