Bóg daje znaki

Bóg daje znaki

Bóg daje znaki

Mając 9 lat, uczestniczyłam w pielgrzymce do sanktuarium maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Z samego pobytu w tym miejscu pełnym łask niewiele pamiętam, lecz zapadło mi w pamięć wydarzenie przeżyte na krótko przed odjazdem. Otóż z niezrozumiałego dla mnie powodu moją uwagę przyciągnął bernardyński zakonnik. W myślach próbowałam odpowiedzieć sobie, co w tym bracie jest takiego niezwykłego. Nagle w duszy pojawiło się silne przekonanie, że pójdę w jego ślady. Napełniło mnie ono tak wielką radością, że zapragnęłam powiedzieć owemu bratu, że ja też „będę w habicie”. Pomimo iż miałam ku temu okazję, odstąpiłam od swojego zamiaru z obawy, że ktoś usłyszy i w efekcie wszyscy będą wiedzieli. Intuicja podpowiedziała mi, że to, czego doznałam, należy do poważnych spraw i nie czas o tym mówić komukolwiek. Dlatego zachowałam swój sekret tylko dla siebie. I szybko o tym zapomniałam na wiele lat. Moje życie całkowicie wypełniła szkoła i przyziemne sprawy.

Po kilku latach zaczęły mnie nurtować pytania, dla kogo żyję i po co istnieję. Odpowiedzi szukałam na modlitwie u stóp Pana Jezusa. I odpowiedział mi przez wewnętrzne natchnienie, że żyję dla Niego i mam Mu służyć całym swoim życiem – czyli zostać siostrą zakonną. W sercu pragnęłam jak najszybciej spełnić Jego wolę, lecz najpierw musiałam ukończyć szkołę i znaleźć zgromadzenie zakonne, w którym Pan Jezus chce mnie mieć. Równocześnie pociągał mnie świat i nęcił swoimi powabami. Wskutek tego na przestrzeni lat wahałam się w wyborze między życiem zakonnym a światowym. Moje powołanie przygasało, by znów się rozpalić gorącym ogniem.

Pomocy w rozeznaniu woli Bożej szukałam u sióstr z niektórych zgromadzeń apostolskich. Ich życie podobało mi się, lecz brakowało mi czegoś nieokreślonego. Czas jednak płynął i należało podjąć decyzję w związku z dalszą przyszłością. I wtedy Pan Bóg dał mi kolejny znak co do mojej życiowej drogi. Jedna z koleżanek namówiła mnie na kilkudniową pielgrzymkę do sanktuariów maryjnych na Warmii, organizowaną przez naszą parafię. Przez kilka dni nie działo się nic nadzwyczajnego. Ostatniego dnia przebywaliśmy w Gietrzwałdzie. Tuż przed wyjazdem w drogę powrotną poszłyśmy z koleżankami na zakupy do sklepu z pamiątkami. Czekałam na dziewczyny przy wyjściu, gdy na półce zobaczyłam folder jednego z zakonów kontemplacyjnych.

Coś usilnie nakłaniało mnie, by wziąć go ze sobą. Ja zaś opierałam się i powtarzałam w duchu: nie wezmę, nie potrzebuję. W ostatniej chwili uległam i folder znalazł się w mojej kieszeni, choć nie wiedziałam, po co. Dopiero po zapoznaniu się z jego treścią zrozumiałam, że w tego rodzaju klasztorze Pan Jezus przygotował mi miejsce. Tylko w którym? Do tych wahań dołączały się różne wątpliwości, zasłyszane negatywne opowieści o zakonnicach oraz pokusy świata. Osoby duchowne zaś upewniały mnie w powołaniu i przepowiadały życie zakonne. Jednak wezwanie Boże było mocniejsze i zwyciężyło. Poznałam kilka zakonów przez rozmównicę, ale coś mi mówiło: „to nie tutaj jest twoje miejsce”.

Któregoś dnia trafiłam do Sióstr Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W tym jednym klasztorze nie odczułam dziwnego niedosytu, jaki pojawiał się podczas innych wizyt, dlatego pomyślałam: to chyba tutaj. Zdecydowałam się zaryzykować i wstąpić do niego, będąc głęboko w duszy przekonana, że podjęłam dobrą decyzję. I zostałam. Zostałam, aby po prostu być przy Panu Jezusie, kochać Go całą swoją istotą i pocieszać; aby szerzej promieniować Bożym życiem i ogarniać modlitwą cały świat i każdego człowieka. Służba Bogu i wypełnianie Jego woli jest moim szczęściem.

s. Agnieszka

Wróć

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. czytaj więcej